Świadectwo Patrycji
Będąc na piątkowym spotkaniu Odnowy w Duchu Świętym, padło pytanie, kto z nas zechciałby pojechać następnego dnia na rekolekcje do Bytowa, aby pomóc w pantomimach i nie tylko. Oczywiście zgłosiłam się, dlatego, że odczuwałam potrzebę bycia tam, potrzebowałam w tym czasie słowa Bożego. Jadąc do Bytowa pomimo dobrego nastawienia na te rekolekcje oraz wspaniałego towarzystwa zaczęłam odczuwać dziwne przeczucie jakbym czegoś się bała, ale starałam się o tym nie myśleć. Na miejscu zostaliśmy przywitani bardzo ciepło i sympatycznie.
Na przerwie poszliśmy z prowadzącymi do jednego z pokoi gościnnych gdzie ustalono role w pantomimach. Kiedy usłyszałam pierwszą rolę jaką mi przydzielono dosłownie „zdębiałam” W roli tej trzeba było uderzyć uczestnika grającego postać „Jezusa” w twarz, ale to nie wszystko, okazało się że „Jezusem” będzie nasz główny prowadzący Ksiądz Ireneusz Kalf. Nie ukrywam, że idąc na tę próbę odczuwałam strach, obawę tego, że nie będę potrafiła wykonać tego uderzenia w twarz, z tego względu, że nigdy nikogo nie uderzyłam w ten sposób, a tą osobą w dodatku miał być Ksiądz!!! Czułam ogromny lęk!!! Kiedy w czasie próby nastąpiła już ta chwila, pamiętam, że zaledwie dotknęłam policzka Księdza, oczywiście kazano powtarzać mi tę czynność z tego względu, że wykonywałam uderzenie to zbyt słabo. Uwierzcie mi, że wolałabym to ja zostać spoliczkowana!!! Pamiętam, że ten moment kosztował mnie sporo emocji.
Próby się skończyły, trzeba było pójść i zagrać tę pantomimę tak, żeby uczestnicy rekolekcji przeżyli tak tę pantomimę jak ja kiedyś, albo podobnie. Bo kiedy to ja przyglądałam się jej po raz pierwszy, osoba która spoliczkowała „Jezusa” wykonała tak mocne, a zarazem głośne uderzenie, że wbiło mnie w krzesło, nastała wtedy całkowita cisza. Właśnie tę scenę miałam cały czas przed oczyma i to ona sprawiała moją wewnętrzną rezygnację, bo wiedziałam, że ja tego tak nie wykonam, że tak nie potrafię. W oficjalnej już chwili uderzenia Księdza „Jezusa” ręka moja ześlizgnęła się, pomimo moich obaw, chciałam wykonać tę scenę dobrze, chciałam uderzyć tak, żeby choć trochę było słychać taki klaps. Widocznie tak miało być. Na szczęście dalsza część tej pantomimy wyszła na tyle dobrze, że uczestnicy tychże rekolekcji dzielili się świadectwem z niej, co sprawiło moją wewnętrzną radość, pomimo tego, że spoliczkowanie mi nie wyszło były takie momenty, które sprawiły w uczestnikach dech w piersiach. Następnego dnia również były pantomimy, ale już nie sprawiające we mnie takich emocji jak dnia poprzedniego.
Cały czas towarzyszyły mi dziwne przeczucia, o których wspomniałam już wcześniej. Czułam motyle w brzuchu, czułam nadal strach, miałam przeczucia, że wydarzy się coś złego. Nigdy wcześniej tego nie doznałam. Były momenty, że drżałam, co zauważyło parę osób, uczestników rekolekcji. Pytali co mi jest, ja jednak nie potrafiłam odpowiedzieć na ich pytania. Poznałam tam naprawdę wielu sympatycznych ludzi, z którymi rozmawiało mi się bardzo dobrze. Nie znałam ich wcześniej, a czułam się tak, jakbym znała ich od zawsze.
Tego dnia rekolekcje kończyły się spowiedzią, a następnie wystawieniem Najświętszego Sakramentu. Pamiętam, że wtedy po raz pierwszy spowiadałam się w taki sposób, że nawiązałam z Ojcem dialog. Spowiedź ta była długa, a przede wszystkim skuteczna. Dotychczas było to wymienienie grzechów bez ich omówienia. Tamtego dnia było inaczej. Spowiedź ta sprawiła radość w moim sercu, pomimo moich przeczuć. W tamtym momencie tak naprawdę odkryłam tajemnicę spowiedzi.
Noc zakończyła się „miłym” pożegnaniem, życząc sobie nawzajem przyjemnych snów i do zobaczenia z powrotem z samego rana. Na koniec usłyszałam jeszcze ważne wtedy dla mnie słowa: „Wszystko będzie dobrze”. W tym momencie jakby wszystko we mnie puściło, przestałam mieć te „motyle w brzuchu” ten strach znikł. Było to dziwne, ale prawdziwe. Kiedy kładłam się spać, podzieliłam się tym faktem jeszcze z koleżanką i spokojnie zasnęłam. Nazajutrz po śniadaniu każdy z uczestników podzielił się swoimi przeżyciami z tychże rekolekcji. Po tym poszliśmy na Mszę Świętą na której my CZERSZCZANIE usłyszeliśmy na kazaniu od Księdza Ireneusza bardzo smutną wiadomość. Dowiedzieliśmy się, że odchodzi z naszej parafii, że dostał dekret. W tym momencie każdemu z nas napłynęły łzy w oczach. Nikt nie potrafił wyksztusić z siebie słowa, kiedy mieliśmy odpowiadać w dalszej części Mszy i nie tylko. Również i zespół muzyczny miał wielkie z tym problemy.
W tamtym momencie sprawdziły się wcześniejsze moje odczucia, te które towarzyszyły mi od samego początku rekolekcji. Przeczucia czegoś przykrego, smutnego. W tym przypadku było to odejście osoby, która sprawiła tak naprawdę, że moja wiara jest taka, a nie inna. To dzięki Księdzu Ireneuszowi moja wiara jest silna, mocna i co się okazało do tej pory wieczna!!! To On przekazał mi, co to jest tak naprawdę MIŁOŚĆ Jezusa, miłość do Boga!!! To Ksiądz Ireneusz zaprosił mnie na pierwsze spotkanie Odnowy w Duchu Świętym, a zaraz po tym na rekolekcje do Krzyża, które sprawiły, że moja wiara napełniła się po brzegi, które sprawiły, że zmieniłam stosunek do modlitwy, za co jestem ogromnie Księdzu wdzięczna.
Od rekolekcji w Bytowie posiadam właśnie takie przeczucia. Za każdym razem, kiedy przydarzyć ma się coś złego, przykrego zaczynają fruwać mi motyle w brzuchu. Ogarnia mnie strach i obawa przed tym co się niedługo wydarzy. Jest to przerażające uczucie dlatego, że czeka się na coś co sprawi mi ból, przykrość, że przydarzy się coś złego. Dotyczy to głównie mojej osoby, powiązanymi z osobami współuczestniczącymi. Wiem, że jest to dar od Boga, że został mi dany na rekolekcjach w Bytowie. Mam jednak nadzieje, że tych sytuacji będzie jak najmniej.
Patrycja - "Wieczernik" Czersk