Świadectwo Gregora
Św. Jan Apostoł w pierwszym liście napisał : „Nie miłujcie świata ani tego, co jest na świecie! Jeśli kto miłuje świat, nie ma w nim miłości Ojca. Wszystko bowiem, co jest na świecie, a więc: pożądliwość ciała, pożądliwość oczu, i pycha tego życia nie pochodzi od Ojca, lecz od świata.”
Świat w Piśmie Św. oznacza często siły przeciwstawiające się zbawieniu, a w trzech pożądliwościach skupia się wszelkie zło w świecie i w człowieku.
Warto także zapamiętać, że szatan jest długowieczny i różne są metody jego działania.
I. Pornografia, pożądliwość oczu i ciała, pycha
Szatan wprosił się do mojego życia już w wieku 15 lat. Był to mój pierwszy kontakt z pornografią, a za „niewinne” oglądanie obrazków miałem zapłacić kilkanaście lat później bardzo wysoką cenę. W okresie studiów kultywowałem tą znajomość, dzieląc się hojnie nią z innymi. Fałszywy obraz utrwalony przez doświadczenie pornografii wywierał także negatywny wpływ na dalsze moje dorosłe życie - w tym małżeńskie. W postępowaniu tym Bóg nie był mi do niczego potrzebny, zaniedbałem modlitwę, chodzenie do kościoła i sakramenty. Szczególnie sakrament pokuty był mi nie na rękę. Wchodząc do kościoła miałem szczególny wstręt do wody święconej, dlatego przestałem ją dotykać. Uważałem, że jest zanieczyszczona i może zaszkodzić też moim dzieciom. Ten okres życia mogę scharakteryzować krótko : Brak kontroli na moim ciałem doprowadził mnie do pierwszego upadku moralnego.
II. Magia, wróżbiarstwo, zdrady małżeńskie, lekomania
Jakiś czas później w środku nocy odwiedził mnie kolega i przyprowadził tajemniczych gości. Ludzie ci zajmowali się tzw. magią, otwieraniem kanałów energetycznych, mogli zmieniać ciało, uzdrawiać innych itp. Natychmiastowy pokaz ich możliwości w postaci zahipnotyzowania psa, by nie hałasował i otwarcie korzystnego kanału energetycznego miało zapewnić naszemu domowi szczęście i pomyślność. Stało się jednak inaczej, uległem poważnemu wypadkowi i bardzo podupadłem na zdrowiu. Niestety trafiłem na fatalnych lekarzy, a leki, które mi zapisali pomogły mi tylko częściowo. Ból ustąpił, ale wpadłem w lekomanię. By osiągnąć pożądany efekt zwiększałem dawkę leku (zgodnie z ulotką), jednak koszmarnie odbijało się to na mojej psychice, leczyłem się sam. Ponieważ nikt mi nie chciał pomóc (tak mi się przynajmniej wydawało) oddaliłem się od rodziny, uciekałem w mój wyimaginowany świat pornografii. Skorzystałem z usług wróżki, która postawiła mi karty tarota, a teorię zacząłem łączyć z praktyką. Poznałem wyjątkowo gorzki smak, smak zdrady, który później kosztowałem jeszcze wielokrotnie. Już miałem się wyprowadzać z domu, zostawić rodzinę i coś mnie tknęło, nie wiem czemu posłuchałem żony. Ten jeden jedyny raz od dłuższego czasu, posłuchałem Jej. Zmieniłem lekarza, zapisał mi inne leki, wróciłem. W naszym domu pojawił się obraz Bożego Miłosierdzia, coś słyszałem o Bożym Miłosierdziu. Było lepiej, urodziło się nam dziecko, mówiłem, że to dziecko odmieni nasze życie. Nie pojednałem się jednak z Bogiem, odłożyłem to na później. Ten okres mojego życia to drugi upadek, znacznie cięższy niż pierwszy.
III. Miłosierdzie Boże
Chciałem zmienić moje życie, a obraz Miłosierdzia, który wisiał w naszym domu coraz bardziej mnie intrygował. Zacząłem czytać Katechizm Kościoła Katolickiego, a ponieważ naszą parafię nawiedził właśnie ten obraz to miałem możliwość uczestnictwa w jego adoracji. Usiadłem blisko, by się lepiej przyjrzeć. Ten obraz był niesamowity. W jakiś cudowny sposób płynęło z niego dobro, życzliwość, nadzieja i przebaczenie. Działał na mnie. Te odczucia wywołały we mnie chęć bycia lepszym! Już za tydzień, po wielu latach zwłoki przystąpiłem do sakramentu pokuty, pamiętam jak płakałem w czasie rachunku sumienia, to była dobra spowiedź. W czasie komunii popłakałem się znowu, ale to były łzy szczęścia, poczułem się jak uzdrowiony paralityk, zabrałem łoże i pobiegłem do domu. Mogłem używać wody święconej, w jakiś sposób pragnąłem jej. Przestałem krytykować księży, a nawet zacząłem ich bronić i w tym postanowieniu trwam do dziś. W pozostałych postanowieniach wytrwałem 2 miesiące.
IV. Miłosierdzie Boże po raz drugi
Do następnej spowiedzi przystąpiłem pół roku później, dzień po śmierci Jana Pawła II . Była to Niedziela Miłosierdzia. Nigdy nie widziałem, by tyle ludzi przystępowało do komunii. Zacząłem się podnosić z upadku, w swoich postanowieniach wytrwałem 5 miesięcy, dobrze mi się powodziło i znów zostawiłem Boga na 2 lata.
V. Zacząłem upadać po raz trzeci, zatwardziałość, pycha
W naszym domu znów coś zaczęło się psuć. Żona wyczuwała to, bo przecież kobiety mają intuicję. Po kilku nieudanych próbach wyjazdu na rekolekcje małżeńskie nadarzyła się okazja wzięcia udziału na rekolekcjach rodzinnych z Odnowy w Duchu św. Tam po raz pierwszy zacząłem opierać się Temu co czułem. Zacząłem walczyć sam z sobą. Czułem, że Coś działa na mnie olbrzymią mocą, bardzo gwałtownie, zupełnie inaczej niż z obrazu Miłosierdzia Bożego. Im mocniej na mnie działało tym bardziej się przed Tym broniłem. Poczułem też bardzo silne działanie Słowa Bożego z Pisma, które precyzyjnie uderzało w najczulsze miejsca mojego serca. Nie chciałem się jednak otworzyć i skorzystać z sakramentu pokuty. Stałem się zatwardziały i zacząłem upadać po raz trzeci.
VI. Mój trzeci upadek, pożądliwość oczu i ciała, świadectwo Bartka
Minął rok. Rozbudzanie moich namiętności i żądz nasilało się. Okrzepłem w oszukiwaniu siebie i innych. Perfekcyjnie się kamuflowałem- tak mi się wydawało. Poczułem znów gorzki smak. Dlaczego to zrobiłem? Nie wiem. Przecież kochałem żonę i pamiętam ile Jej zawdzięczam! Żona prosi mnie bym poszedł do spowiedzi, przeczuwa, że coś mi zagraża. Cudem wychodzę z opresji na drodze, takiej niebezpiecznej sytuacji jeszcze nigdy nie miałem. O centymetry ominąłem drzewo, przy dużej prędkości. Zaczynają mi się pokazywać obrazy. Dlaczego przed moimi oczami mam ciągle te bezwstydne sceny. Dlaczego widzę je we śnie-te obrazy, na ulicy, w pracy, w kościele, na Mszy św.? I ta kobieta, przecież nie chcę jej, mam swoją żonę- kocham moją żonę. Ta kobieta ma męża, właściwie nie znam jej, nie chcę zniszczyć mojej rodziny, ani jej rodziny. Te okropne obrazy widzę cały czas, cały czas 24 godziny na dobę. Poszedłbym do spowiedzi, ale nie czuję skruchy. Jedziemy znów na rekolekcje, czuję to samo co rok wcześniej tylko jeszcze mocniej, jeszcze mocniej się opieram. Znów usłyszałem słowa o Miłosierdziu-w czasie modlitwy wstawienniczej prosiłem o zdrowie (psychiczne). Włączyłem radio- usłyszałem audycję o sakramencie pokuty, o dobrej spowiedzi. To nie był przypadek. Potrzebowałem spowiedzi.
W ostatni dzień jednak pękam przy słowach Barki : „O Panie to Ty na mnie spojrzałeś, Twoje usta dziś wyrzekły me imię”. Łzy popłynęły znowu, ale co z tego, do spowiedzi nie poszedłem. Usłyszałem także świadectwa, wywarły na mnie duże wrażenie. Szczególnie jedno - świadectwo Bartka. Czy zawdzięczam mu późniejsze ocalenie? Chyba tak. Do Bartka odezwał się szatan.
VII. Rozmowa z szatanem
Minął dzień, wróciliśmy z rekolekcji, nie pojednałem się z Bogiem. Mija tydzień. Znów te obrazy, ta kobieta z obrazów doprowadza mnie do obłędu! Pojawiają się inne obrazy, nowe kobiety, kobiety z ulicy, ze sklepu, z kościoła. Pożądanie targa mną jak nigdy dotąd. Chcę się pozbyć tych myśli, ale nie potrafię. Regularnie budzę się o 3 w nocy, właściwie to potem już nie mogę spać, śpię po 2 godziny na dobę. Nie mogę się modlić, mylą mi się słowa. Szczególnie w czasie „Ojcze nasz”, dlaczego w słowa modlitwy wplatają się bluźnierstwa i przekleństwa? Przecież ja modlę się nie do mojego Boga tylko do szatana! I odzywa się. Składa mi propozycję, spełnienie moich żądz. Jestem przerażony. Całe życie widzę przed oczami. Nie przyjmuję jednak jego oferty ! Zapamiętałem słowa świadectwa, które usłyszałem tydzień wcześniej! Mówię szatanowi „nie”! Modlę się „Pod Twoją obronę”, bo „Ojcze nasz” mi nie wychodzi. Wyrzekam się grzechu i szatana, który jest głównym sprawcą grzechu (powtarzam to wielokrotnie)-pamiętam to ze chrztu mojego dziecka. Pomogło. Nie śpię jednak już do rana. Modlitwa do Ducha Św. przynosi mi ulgę i pomysł na rozwiązanie moich problemów- modlę się do Boga o rozwiązanie moich spraw. Bóg interweniuje bardzo szybko i rozwiązuje sytuację wydawałoby się bez wyjścia, lecz kolejne ciężkie ciosy spadają na moją rodzinę i na mnie. Szatan nie rezygnuje tak łatwo ze swojej zdobyczy. Okazuje się, że moje smsy, które kiedyś wysyłałem zostały nagle zinterpretowane na moją niekorzyść, pogrążają mnie, ktoś wybiela się moim kosztem a oczernia mnie, nie mogę się bronić, bo wszystkie słowa wskazują przeciwko mnie. Wpadłem w sidła szatana, któremu sam pomagałem je zastawić. Zrobiono ze mnie zboczeńca, potencjalnego złodzieja i człowieka niezrównoważonego, pałam żądzą zemsty. Mam ochotę zabić i nie ma znaczenia, że mogę pójść do więzienia. Mój świat się zawalił. Jestem już spakowany, mam opuścić dom, dzieci płaczą. Proszę żonę by nie zostawiała mnie, bo bez niej stoczę się na samo dno, zginę. Skutkuje. Po kilku dniach udało mi się wybronić, żona uwierzyła mi. Jest lepiej, chociaż codziennie rozmawiamy do późna w nocy. Porządkujemy nasze sprawy. Cały ten czas, kilka razy dziennie wyrzekam się grzechu i szatana, to przynosi ulgę i spokój. Mam nosić krzyżyk, który od Niej dostałem i iść do spowiedzi. Krzyżyka nie mogę nosić, dusi mnie, mimo, że jest całkiem luźny. Nie noszę go, nie mogę.
VIII. Podnoszenie się z upadku przez spowiedź, komunię św. i Kurs Filipa
Byliśmy z żoną do spowiedzi. Była to kolejna dobra spowiedź. Znów płakałem. Coś się zmieniło, mogę nosić krzyżyk i dobrze się z nim czuję, tylko jest brudny, muszę go oczyścić. Po oczyszczeniu wygląda trochę lepiej. Zakładam i noszę. Regularnie przystępuję do komunii i wyrzekam się grzechu, moich pożądliwości i szatana. Jest lepiej. Zbliża się Kurs Filipa. Chcę iść. Podobno są przeszkody jak ktoś chce w takim kursie uczestniczyć. Ja nie mam. Chcę się otworzyć, zresztą jestem tak zdeterminowany, że nic mnie nie powstrzyma, nawet kłótnia z żoną. W czwartek chciałem wyczyścić mój medalik, bo znów jakby był brudniejszy, ale nie zdążyłem. Na kursie czuję niesamowitą moc modlitwy, raz po raz tracę świadomość, gotuje się we mnie, ale wiem , że musze wytrwać do końca i to we wszystkim. Zawierzam moje życie Jezusowi, ciężko mi to przychodzi, bardzo ciężko, ale wiedziałem, że muszę to zrobić. Powiedziałem Jezusowi :” Panie, jestem cały Twój i ufam Tobie”. No i zrobiłem to, poczułem się lepiej. Wylanie Ducha Św. , modlę się, jestem cały mokry od potu. Dowiaduję się, że cały czas ciąży na mnie wróżbiarstwo i te praktyki okultystyczne. Nie spowiadałem się z tego. Zapomniałem. Nie myślałem, że to był grzech. Wyrzekam się tego i modlę się. Sumienie nie daje mi jednak spokoju, budzę się w nocy, nie śpię już do rana. Idę na Mszę i zaraz do spowiedzi, muszę się pozbyć tych ostatnich śmieci, które nosiłem tak długo. W czasie spowiedzi znów płaczę, to wróżbiarstwo to złamanie I przykazania. To kolejna dobra spowiedź. Rozmawiam z księdzem o męskich sprawach, mój spowiednik rozumie mnie, to dla mnie bardzo ważne. Kolejna cudowna komunia. Czuję, że jestem kimś innym.
IX. Miłosierdzie Boże po raz trzeci
Znaki. Koniec kursu, świadectwa, znów słyszę słowa o Miłosierdziu Bożym, wiem, że dotyczą konkretnie mojej osoby, nie wytrzymuję, znów płaczę, dziękuję Panu za udział w kursie. Wieczorem w niedzielę po kursie, myję się, stoję przed lustrem. Mój krzyżyk wygląda inaczej, nie dowierzam własnym oczom! Zdejmuję go i biegnę do żony. Krzyżyk błyszczy niesamowitym blaskiem, nawet gdy był nowy tak nie wyglądał! Oczyścił się sam w 3 dni, 3 dni! Od piątku do niedzieli! Dziękuję Panu za to co dokonał ze mną i za ten znak! Dziękuję wszystkim, których Pan postawił na mojej drodze, dzięki którym mogłem się nawrócić. Dziękuję Bożemu Miłosierdziu, zadziwia mnie, jest niepojęte.
X. Jestem wolny
Czuję, że narodziłem się na nowo, że jestem w końcu wolny. Być wolnym to znaczy móc dokonywać wyboru. Stosowanie się do różnych praw i nakazów w ogóle nie musi ograniczać wolności człowieka. Człowiek zawsze ma wybór, ale dopiero wolny człowiek może dokonywać właściwego wyboru w zgodzie z własnym sumieniem, w prawdzie i z pożytkiem dla siebie i innych. Dziś wiem, że kocham moją żonę, po raz kolejny odkrywam Ją na nowo, tak jak w okresie narzeczeństwa. Mam cudowne dzieci, jestem szczęśliwy i zadowolony z życia, lubię moją pracę i wszystkim życzę tego samego.
XI. Rekolekcje adwentowe, Miłosierdzie Boże po raz czwarty, Boże Narodzenie
Po raz pierwszy brałem udział w rekolekcjach adwentowych, jestem głodny Słowa Bożego. Pod wpływem katechez sięgam w przeszłość do okresu dojrzewania. Jest kilka spraw nieuregulowanych z czasów gdy byłem nastolatkiem. Zrozumiałem, że nie jestem oczyszczony całkowicie, że to musi następować etapami. Toczę walkę z sobą czy iść z tym do spowiedzi i kiedy? Dzień później będąc w domu pewnych ludzi znów spotykam obraz Bożego Miłosierdzia wizytujący w ich parafii. ”Przypadkiem” mam kilka minut sam na sam z wizerunkiem Jezusa Miłosiernego. Modlę się , wzruszam się, słyszę słowa wskazujące na konkretny fragment w Piśmie Św. Po powrocie do domu sprawdzam je. Słowa dotyczą wody i chrztu, mówią też o zstąpieniu Ducha Świętego w postaci gołębicy. Sprawdzam w Dzienniczku siostry Faustyny: blady promień oznacza wodę, która usprawiedliwia duszę, a duszę oczyszcza chrzest i pokuta. Nie mam wątpliwości chodzi o spowiedź. Natychmiast idę do spowiedzi, znów płaczę. Po powrocie do domu widzę na drzewie gołębia w moim ogrodzie, niby zwykły gołąbek, ale jednak niezwykły, bo pół godziny wcześniej o Nim czytałem. Wytrwałem w moich postanowieniach- byłem na wszystkich roratach i w niezwykły sposób przeżyłem Boże Narodzenie. Po raz pierwszy w moim życiu nie były najważniejsze prezenty, choinka i jedzenie ale maleńki Jezus, który narodził po raz kolejny, tym razem w moim sercu i bardzo chcę by pozostał już w nim... na zawsze.
XII. Plan na przyszły tydzień...
W przyszłym tygodniu idę do spowiedzi. Nie dlatego, że ktoś mnie zmusza, jestem przecież wolnym człowiekiem, po prostu chcę...
Jezu, jestem cały Twój i ... ufam Tobie!
GREGOR