Świadectwo Gosi
Było to w czasie rekolekcji ignacjańskich na adoracji Najświętszego Sakramentu.
Uklękłam jak zawsze na “swoim” miejscu, ale okazało się już na początku, że krzesła w kaplicy są poprzesuwane i nie będę dobrze widziała Najświętszego Ciała Jezusa. Zastanawiałam się czy zmienić miejsce. Ostatecznie zostałam tam gdzie byłam. Adoracja rozpoczęła się. Na początku dobrze widziałam Najświętszy Sakrament. Po jakimś czasie osoba klęcząca przede mną usiadła na krześle i wtedy już widziałam tylko jej plecy. Dalej klęczałam. Zamknęłam oczy, aby trwać w uwielbieniu i wtedy “zobaczyłam” jak Najświętsza Hostia zamienia się w Żywego Jezusa.
Siedział na ołtarzu, nogi opadały Mu w dół i “bimbały”. :-) Rozglądał się po kaplicy i z wielką miłością spoglądał na nas. Kiedy mnie zobaczył zszedł z ołtarza i przeszedł między ludźmi w moim kierunku. Wziął mnie za prawą rękę i wyprowadził z kaplicy. Znaleźliśmy się na pięknej łące. Była tak cudowna, że nie mogłam się napatrzeć na zieloną miękką trawę. Czułam jak moje stopy miękko się w nią zapadają. Patrzyłam na jej soczystą zieleń. Pan Jezus prowadził mnie. Szłam z lekkim oporem, ciągle się rozglądając i zachwycając pięknem łąki. Idąc tak zapatrzona w pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że Pana Jezusa już nie ma przede mną. Zostały tylko Jego ślady. Zaczęłam po nich iść. Prowadziły dalej przez łąkę. Potem weszłam do lasu. Na początku wydawał się całkiem normalnym, zwykłym lasem. Z biegiem czasu słońce zaczęło zachodzić i zrobiło się szaro, a las zaczął się zmieniać. Robił się coraz straszniejszy. Zobaczyłam na ziemi inne ślady i zaczęłam się zastanawiać czy dobrze idę. Pojawiło się pytanie: czy Pan Jezus prowadziłby mnie w taki straszny las? Jednak poszłam dalej po tych samych śladach. Las robił się coraz straszniejszy. Coraz słabiej widziałam ślady Pana Jezusa na ziemi. Kiedy zrobiło się zupełnie ciemno tak, że nie było nic widać ślady zrobiły się głębokie i mogłam je wyczuć stopami. Bałam się, ale nie przestawałam iść. Wokoło czułam krążące wilki, czasami widziałam ich czerwone oczy, ale wiedziałam, że nie mogą mi nic zrobić. Szłam bardzo wolno. Musiałam po omacku nogą wyczuwać każdy kolejny ślad stopy Jezusa. Czasami zahaczyłam o gałąź włosami. Po dłuższym czasie zobaczyłam światło. I nagle zrobiło się bardzo jasno, tak jakby ktoś zaświecił mi prosto w oczy lampą z bliska. Stanęłam jakby przed tarczą słońca. Światłość była ogromna. Ślady prowadziły w światłość. Weszłam w nią i jakbym rozpłynęła się w Bożej miłości i dobroci. Nic już nie czułam tylko obecność samego Boga, jakbym była w Nim zatopiona.
Wiem, że przez ten obraz Pan Jezus chciał mi pokazać, że zawsze jest ze mną. On idzie pierwszy, ja mam kroczyć Jego śladami. Kiedy jestem w czasie pocieszenia widzę Go jasno i wyraźnie. Kiedy nadchodzi czas próby, utrapienie, ciemność, On idzie dalej przede mną. Najważniejsze żebym nigdy nie pomyliła Jego śladów z innymi. On jest zawsze przede mną i nie idę po nieznanej ścieżce, tylko po Jego śladach. Wiem już dzisiaj że może być trudno, a nawet bardzo trudno, ale tylko z Jezusem dojdę do światłości – nieba!
Chwała Ci Panie!!!
Gosia - "Wieczernik" Czersk